Bycie w grupie to swoiste ubezpieczenie
Data publikacji:
02-11-2017
Data publikacji:
02-11-2017
- Nie ma klimatu do funkcjonowanie grup. Zastanawiam się, czy on w ogóle powstanie. Zostało popełnionych wiele błędów w grupach. Prawdą jest również, że wszystkie grupy zostały wrzucone do jednego worka. Zarówno te „dobre”, jak i te „złe” - mówi Michał Lachowicz, prezes grupy La-Sad.
Dodaje, że rzeczywiście istnieje parę przykładów grup producenckich, które działały nie koniecznie poprawnie, jednak są to wyjątki. - Klimat do funkcjonowanie grup nie wytworzy się szybko. Biorąc pod uwagę grupy producentów owoców i firmy handlowe to istnieje opinia, że w grupach kilka osób straciło pieniądze. Jednak procent pieniędzy, które zostały stracone przez producentów w różnych „garażowych” firmach handlowych jest znacznie wyższy niż straty w grupach producentów. Garażowe firmy handlowe, które dzisiaj się otwierają a jutro zamykają – zwłaszcza otwierane przez ludzi spoza naszego środowiska lub zza granicy - spowodowały straty tak wielkich ilości pieniędzy, że tak naprawdę to ryzyko współpracy z grupą producentów jest w porównaniu względnie niewielkie – tłumaczy.
Czy w Polsce grupy producenckie nie są przeinwestowane?
To zależy co przez to rozumiemy. Na zachodzie są dużo bardziej innowacyjne obiekty. Nie chodzi o przeinwestowanie. Po prostu przez taki sposób dotowania jaki w Polsce był zrobiony. Od pięciu producentów w górę, stworzono taką ilość obiektów że konkurencja na rynku zabija opłacalność tej inwestycji. Wyliczyliśmy kiedyś, że sortowanie w grupie kosztuje powyżej 20 groszy, a rynek standardowo liczy 10 groszy.
W modelu zachodnioeuropejskim jest całkiem inaczej, ponieważ sadownik bierze 100 proc. zysków grupy. Załóżmy, że jabłko kosztuje 2 zł w sprzedaży więc grupa kupuje od sadownika płacąc zaliczkę 1 zł, z reszty pokrywa wszystkie koszty działalności grupy i cały zysk który zostanie dzieli na sadowników. Ale grupa jeżeli sprzeda lepiej to sadownik ma zysk, a jak gorzej to stratę. Tak naprawdę tam, członkom bardzo zależy na tym, żeby kontrolować tą grupę, zmieniać zarząd jeśli źle działa bo to są ich pieniądze. U nas członkowie są zwykle obok grupy. W Polsce bez zmiany mentalności grupy producenckie nie są potrzebne.
Często sadownicy nie są zadowoleni z funkcjonowania grup. Twierdzą, że ceny jakie płacą są zbyt niskie...
Załóżmy, że przez pięć lat grupa producentów płaci pięć groszy mniej niż wszyscy dookoła. Powiedzmy, że mamy gospodarza który ma 10 hektarów sadu i zbiera 400 ton jabłek. To co zbierze razy pięć groszy, które dostaje od grupy mniej daje 20 tys. zł corocznie. Przez pięć lat w sumie dostanie 100 tys. zł mniej. Jednak grupa zapewniła mu 1200 skrzyń na te 400 ton jabłek. Powiedzmy, że skrzyniopaleta kosztuje 100 zł, co daje dam 120 tys. zł. Dodatkowo, nawet jeśli musiał pokryć 25 proc. z tego to i tak jest już prawie na zero. Dodatkowo, ma udostępniane urządzenia do zbioru więc jeśli kosztowały one 50 tys. zł to i tak 35 tys. zł jest do przodu. Idąc dalej sadownik nie musi budować u siebie chłodni tylko przechowuje jabłka w grupie. W tym przypadku znowu jest do przodu. Okazuje się, że nawet jeśli grupa płaciłaby mu przez pięć lat pięć groszy mniej to i tak biorąc pod uwagę inwestycje jest do przodu. Jednak tego nikt nie zauważa. Widać tylko, że grupa zapłaciła mniej ale to, że gospodarstwo poszło do przodu inwestycyjnie dużo bardziej niż gdybym bym poza grupą to już nikt tego nie analizuje. Pamiętajmy, że zyski to nie jest to co nam przechodzi przez konto ale suma tego co ja otrzymuję.
Jeżeli grupa płaci tyle samo co wszyscy inni to sadownicy są bardzo do przodu. Mogłaby płacić mniej a i tak byłbym do przodu. Na dzień dzisiejszy narzekania są na wyrost bo faktycznie nie wszyscy muszą być zadowoleni z tego co się dzieje w grupach, jednak jest wiele bardzo dobrych przykładów. Gdyby na chwilę obecną wyłączyć wszystkie grupy producentów owoców z rejonu grójeckiego to jabłko by się na pewno nie sprzedało. Grupy i organizacje odpowiadają za większość sprzedaży owoców w tym rejonie. Więc czy powinniśmy być do tego pozytywnie czy negatywnie nastawieni? Odpowiedź nasuwa się sama.
W takim razie skąd tyle negatywnych opinii dotyczących grup?
Jesteśmy narodem ogólnie elastycznym i nauczonym „załatwiania” spraw. Jednak dobrze nam to wychodzi kiedy sami się za to bierzemy. System grup producentów to próba kopi z zachodu. Właśnie chyba przez to są tarcia i niedopasowania.
Grupy producenckie miały nas przygotować na to co nadchodzi. Jeżeli rzeczywiście ten sezon okaże się dobry pod względem sprzedaży to w przyszłym roku - jeśli nic się nie wydarzy – będziemy mieć rekord produkcji w całej Europie i coraz bardziej rozwiniętą produkcję na Wschodzie. Cały sezon 2018/2019 upłynie pod znakiem klęski urodzaju. W sezonie 2019/2020 będziemy mieć pełne magazyny moszczu, koncentratu, więc ceny się nie podniosą niezależnie od wielkości zbiorów. Natomiast w 2020 roku Rosjanie zapowiedzieli, że będą samowystarczalni w produkcji jabłek. Okazuje się, że jabłek znowu będzie za dużo. W tym roku sprzedaż do grupy może się opłacać lub nie, jednak grupy miały nas przygotować na to co nadchodzi, czyli stabilizację zbytu. Nie chodzi o ceny, tylko o zbyt. Grupy, które mają stabilną pozycję na innych rynkach niż wschodnich mogą nawet spaść ze sprzedażą ale tyle żeby zapewnić sprzedaż swoim członkom to im wystarczy. A pozostali sami wybrali „wolny” rynek. Tylko jeśli na dzień dzisiejszy spadnie sprzedaż w grupach i skończą się firmy garażowe osób ze wschodu to gdzie ci sadownicy sprzedadzą jabłka? Dlatego bycie w grupie to przygotowanie się na to co najgorsze, takie swoiste ubezpieczenie, które może warto wykupić choć kosztuje. Nie wiem, czy tak rynkowo będzie, a nawet nie chciałbym żeby tak było.
Źródło: sadyogrody.pl