Dominacja przetwórców trwa
Data publikacji:
27-08-2019
Data publikacji:
27-08-2019
- Gra ceną umożliwia dużym przetwórcom zapewnienie sobie taniego surowca i wzmacnianie pozycji na rynku. Dlatego dziś tak bardzo protestują przeciwko cenom referencyjnym, bo to skończyłoby, a przynajmniej ograniczyło grę - mówi Witold Boguta, Prezes Krajowego Związku Grup Producentów Owoców i Warzyw.
Mamy drugi sezon poważnego kryzysu - czy nie zaczynają się pojawiać rysy na względnie uregulowanym rynku owoców i warzyw? Czy dominująca rola przetwórców i kupców nie zaczyna być szczególnie uciążliwa?
Ta dominacja jest cały czas. Gra cenami przez oligopol przetwórców powoduje dwa zjawiska, na zewnątrz i wewnątrz oligopolu.
Co jakiś czas zdarza się nieurodzaj, na który przetwórcy są oczywiście przygotowani - dają wówczas wyższe ceny (jak w tym roku), wiedząc, że sadownicy zareagują nowymi nasadzeniami - bo ceny są satysfakcjonujące, bo w tym roku akurat się opłaca. I tak w następnych latach ilość surowca wzrasta, w efekcie czego przetwórcy mają całkowitą pewność, że będą mogli go kupować “za grosze” tłumacząc się nadmierną jego ilością, a producenci i tak będą go sprzedawać, bo co innego mogą zrobić kiedy alternatywą jest, mentalnie trudne do zaakceptowania, niszczenie żywności. Taka polityka cenowa umożliwia oligopolowi kontrolowanie rynku i trzymanie producentów na łasce i niełasce.
Natomiast wewnątrz oligopolu te wyższe ceny, takie ceny jak kiedyś bodajże 1,15 za kilogram jabłek do przetwórstwa sprawiają, że mniejsze zakłady nie wytrzymują konkurencji i są przejmowane przez dużych graczy, którzy wzmacniają swoją pozycję w oligopolu przez co mogą jeszcze bardziej kontrolować rynek.
Gra ceną umożliwia więc dużym przetwórcom zapewnienie sobie taniego surowca i wzmacnianie pozycji na rynku. Dlatego dziś tak bardzo protestują przeciwko cenom referencyjnym, bo to skończyłoby, a przynajmniej ograniczyło grę. A przecież średnie ważone ceny liczone za kilka lat wstecz, płacone przez przetwórców to zapewne ceny mieszczące się w widełkach cen referencyjnych - ale odpada instrument gry, niepewności, którym posługują się przetwórcy wobec producentów.
Większość producentów popiera ceny referencyjne, ale pojawiają się głosy, że przetwórca zawsze może kupić tańszy produkt z importu...
Tu wchodzimy w drugie ważne zagadnienie, wpływające na kondycję polskich producentów - pogarszająca się sytuacja ogrodnictwa w Unii Europejskiej. Jesteśmy w Unii i podlegamy tym samym regułom co producenci w pozostałych krajach, ale nie tym samym, którym podlegają producenci z krajów spoza UE. Globalizacja sprawia, że w każdym europejskim sklepie jest bardzo dużo produktów spoza Europy. Jesteśmy spychani z półek sklepowych, przez produkty pochodzące z różnych stron świata, produkowanych tanio, bo bez konieczności zachowania wymogów i standardów UE. Rolnictwo europejskie jest poddawane ogromnej presji na jakość produkcji, jednocześnie Komisja Europejska “przymyka oko” na spełnianie standardów przez produkty importowane z innych regionów, często tłumacząc to koniecznością pomocy biedniejszym rejonom świata. To jest ogromne zagrożenie dla europejskiego rolnictwa.
Ale swoją rolę odgrywają tu również globalne koncerny, które, podobnie jak w Polsce, prowadzą swoją grę w skali Europy i świata. Potrafią np. niszczyć produkcję włoską, gdy w Hiszpanii są w stanie kupić nieco taniej. Gdy realia produkcji powodują, że w danym kraju dany produkt w danym roku musi być droższy, koncerny nie kupują go, lecz kupują podobny tam, gdzie akurat jest tańszy. W ten sposób koncerny chcą zapewne doprowadzić do sytuacji, w której to one będą decydować, gdzie będzie produkowany dany produkt. I tam będą powstawały wielkie kompleksy upraw, a gdzie indziej te uprawy będą stawały się niedochodowe.
W Polsce kiedyś nie produkowaliśmy tylu owoców, ale mieliśmy niższe koszty pracy, niższe wymagania cenowe. Na rozwój polskiego sadownictwa poszły duże pieniądze. Dziś, kiedy polskie owoce przestają być tanie, możemy przeczytać w mediach, choćby w państwa portalu, że produkcję sadowniczą na wielką skalę rozpoczynają kraje, gdzie tej produkcji było mało - jak Ukraina, Mołdawia, Kazachstan, Rosja. Produkty ukraińskie są tańsze - dziś. Kiedy przestaną być tańsze, do gry włączone zostaną inne kraje.
Mówimy tu oczywiście o zagrożeniu europejskiego ogrodnictwa w perspektywie wieloletniej, ale mimo wszystko - perspektywie już widocznej. Ta gra wielkiego kapitału jest prowadzona, jesteśmy jej świadkami.
Wielki kapitał rządzący branżą spożywczą jest coraz bardziej poddawany presji konsumentów żądających zdrowej, dobrej jakościowo żywności, którą wyprodukować mogą tylko rolnicy europejscy. Czy to może być szansą na przeciwstawienie się tej nieuczciwej grze koncernów?
Być może wielki kapitał w tym zakresie jest pod presją konsumentów, a być może te nowości w ofercie są zgodne ze strategią kapitału i stąd konsument dowiaduje się czego ma poszukiwać. Tak, czy owak ten trend jest zauważany, i może zwiększać zapotrzebowanie na produkty wysokiej jakości, produkowane w konkretnych krajach. W wielu państwach Europy Zachodniej mamy wyraźne zwiększenie poziomu konsumpcji owoców jagodowych, które w dużej części pochodzą z upraw ekologicznych. Europejskie pomidory latem jadą z Polski do krajów śródziemnomorskich a zimą z tamtych krajów do Polski, dzięki czemu są stale obecne w świadomości konsumentów i ich producenci mogą skutecznie rywalizować o swoją pozycję na rynku. Patriotyzm konsumencki, ukierunkowanie na wysoką jakość daje szanse producentom europejskim, dlatego my tu w Polsce też stawiamy na promocję naszych wysoko jakościowych produktów.
Trwa kampania “Czas na polskie superowoce”. To pierwsza kampania promocyjna która jest wspólnym projektem organizacji branżowych i grup producentów, a jednocześnie pierwsza, która promuje jedzenie polskich owoców w ogóle, nie owoców konkretnego gatunku. Organizatorem tej kampanii jest Krajowy Związek Grup Producentów Owoców i Warzyw, inicjatywa kampanii tego typu wyszła z naszej strony.
Nieważne jest, czy konsument je takie czy inne owoce czy warzywa - jeśli przyzwyczai się do nich, będzie je jadł przez cały sezon, natomiast jeśli jedna grupa będzie promować borówkę, inna będzie przekonywać, że najlepsza jest truskawka, a kolejna - że najwięcej witamin ma porzeczka, konsument machnie ręką i pójdzie kupić pomarańczę.
Nasz projekt rozpoczęliśmy od promocji owoców jagodowych - jest to pilotaż właściwej kampanii, która promować będzie wszystkie owoce i warzywa; rok 2020 będzie rokiem testowania przygotowanych narzędzi promocyjnych, a pełny rozkwit kampanii planowany jest na rok 2021.
Zjednoczenie 7 organizacji we wspólnym działaniu - choć w Polsce wydawało się to niemożliwe - przynosi dobre efekty. Może też dobre efekty pojawiłyby się, gdyby grupy producentów organizowały się w większe struktury?
To grupy dziś dostarczają konsumentom wysokiej jakości, dobrze przygotowany produkt. Dzięki temu, że grupy są, są dobrze wyposażone, prowadzą dobrą politykę produkcyjną, możemy być na wielu rynkach. Natomiast tworzenie struktur gospodarczych drugorzędowych, które by poprawiały pozycję producenta na rynku lepiej, niż pojedyncza grupa; eliminowanie polsko-polskiej konkurencji to jest coś, co powinno być zrobione, to jest konieczne.
Mamy “pierwsze jaskółki”: pierwsza to spółka i konsorcjum Appolonia, podmiot, który może się pochwalić istotnym wolumenem sprzedaży; drugą jest spółka LubApple. Obie spółki odnoszą sukcesy krajowe i zagraniczne, ich członkowie (czyli pojedyncze grupy) mówią “otwartym tekstem”: nie bylibyśmy w stanie brać udziału w kontraktach, w których uczestniczymy, gdyby nie przynależność do konsorcjum.
W regionie sandomierskim działa spółka San-Export-Group, utworzona przez kilka organizacji.
Mamy współpracę trzech organizacji w borówce i to pozwala na takie działania jak współpraca z Hiszpanami czy Portugalczykami w zakresie całorocznej oferty na borówkę. To jest jakiś przykład do naśladowania. Niestety nie mamy takiej współpracy w warzywach, czy grzybach, choć powinna być, np. w marchwi, gdzie jest kilka grup, w pomidorach, pieczarkach.
Mimo, że prawie 30 lat jestem w tematyce spółdzielczej, nie jestem w stanie “ogarnąć” pewnych zjawisk i procesów w branży. Nie wiem zupełnie, dlaczego zrobiono czarny PR grupom producentów owoców i warzyw i to zarówno ze strony niezorganizowanych producentów, jak i administracji; kto ma w tym interes? Dlaczego w początku lat 90-tych przyjęto rozwiązania prawne, które “rozłożyły” ówczesną spółdzielczość? Pozwoliły doprowadzać do upadłości działające spółdzielnie i pozbawiać majątku (mówiąc eufemistycznie) w zgodzie z obowiązującymi przepisami?
Trudno to powiedzieć, ale chyba od początku założono, że polski producent żywności ma być niezorganizowany, zahukany i na usługach wielkich koncernów. Mimo wszystko wielu producentów się zorganizowało, może więc zła opinia, którą wytworzono o grupach, na podstawie kilku marginalnych przypadków, to działanie mające powstrzymać ten proces?
Większość producentów żywności nie chce jednak słyszeć o współpracy - to efekt i owoc tamtych założeń z początków transformacji ustrojowej. Wielu innych, szczególnie sadowników, uznało, że grupa producentów, jak kiedyś spółdzielnia, ma obowiązek kupić, również od wszystkich nie będących członkami i oczywiście zapłacić tzw. „opłacalną cenę”, którą każdy ocenia indywidualnie, według własnych potrzeb. To zupełne nieporozumienie, ale wpłynęło na brak zaufania do grup, które przełożyło się na niską efektywność niektórych z tych organizacji. Tymczasem widać “gołym okiem”, że jeśli nie zwiększymy naszych możliwości negocjacyjnych, poprzez kumulację oferty, to rozwój ogrodnictwa na Wschodzie zatrzyma eksport naszych owoców i warzyw. I to jest realne, poważne zagrożenie, któremu trzeba zacząć przeciwdziałać już dziś.
Źródło:sadyogrody.pl